środa, 28 sierpnia 2013

Noc Naukowców 2013

27 września w Poznaniu odbędzie się kolejna Noc Naukowców!

Noc Naukowców jest częścią ogólnoeuropejskiej imprezy, odbywającej się w ostatni piątek września w całej Europie od 2005 roku. Tegoroczny projekt Noc Naukowców w Wielkopolsce jest kontynuacją projektów z sześciu poprzednich lat (2007-2012), które odniosły ogromny sukces. Noc Naukowców stała się ważnym elementem promowania wizerunku naukowców Poznania. Dlatego też poznaniacy z niecierpliwością czekają na kolejną edycję imprezy. Projekt zakłada udział 5 wielkich ośrodków akademickich – czterech największych uczelni w Wielkopolsce: Politechniki Poznańskiej, Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu oraz Poznańskiego Centrum Superkomputerowo – Sieciowego, największego ośrodka badawczo-naukowego w Polsce w dziedzinie informatyki. Otworzą one swoje mury dla dzieci i młodzieży z obszaru Wielkopolski oraz wszystkich tych, którzy na co dzień nie mają do czynienia z naukowcami i uczelniami - w roku ubiegłym odwiedziło nas ok. 45 tys. osób. Dokładamy wszelkich starań, aby każdy uczestnik imprezy interesująco spędził czas i znalazł coś dla siebie.

Noc Naukowców znacząco wpływa na wizerunek naukowca, a publiczność jest bardzo zainteresowana imprezą stopniowo zmieniając poglądy na temat naukowców. Z rosnącego z roku na rok udziału w imprezie widać, że zabawa w naukowca jest ciekawa. Jak powiedział Albert Einstein: „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy” dlatego dajemy szansę mieszkańcom Wielkopolski rozwijać zarówno wyobraźnię jak i wiedzę.

Serdecznie zapraszam!

Więcej na stronie: http://www.nocnaukowcow.pl/

Źródło grafiki: www.nocnaukowcow.pl

wtorek, 27 sierpnia 2013

Zastępczy zespół Münchhausena

Co to takiego?

Zastępczy zespół Münchhausena to odmiana zespołu Münchhausena, który jest zaburzeniem pozorowanym,ünchhausena można błędnie utożsamiać ze zwykła hipochondrią. Objawy obu chorób wyglądają  podobnie, osoba nieustannie odwiedza najróżniejszych lekarzy, mówi o podejrzanych objawach i bezwzględnie domaga się dalszych badań i porządnej diagnostyki. Hipochondrycy jednak panicznie boją się chorób i śmierci, wierzą, że każdy najmniejszy i błahy potencjalny objaw jest związany z nieuchronną śmiertelną chorobą. W trosce o swoje życie i w poczuciu zagrożenia udają się do kolejnych lekarzy, którzy mają ich uspokoić i wykluczyć ewentualne nowotwory i inne choroby. Natomiast zespół Müchhausena, który również koncentruje się na chorobach i służbie zdrowia, polega na świadomym wejściu w rolę pacjenta, schorowanego człowieka, a sama rzekoma choroba dostarcza ukojenia i zaspokojenie emocjonalne. Co więcej, często oprócz wyimaginowanych objawów osoba zaburzona sama powoduje u siebie różne rzeczywiste objawy somatyczne, które są dostrzegane przez lekarza. Najczęściej fikcja i rzeczywiste wywoływanie chorób wzajemnie się ze sobą przeplata.
to znaczy, że polega na wymyślaniu objawów choroby, chociaż kwestia świadomości tych działań jest dosyć skomplikowana. Na pierwszy rzut oka zespół M

Czy symulacja jest świadoma?

Sama symulacja jest świadoma, ale pacjent nie rozumie, dlaczego tak postępuje, jakie są motywy jego działania i czego ostatecznie oczekuje.

Po co symulować?

Osoba symulująca, bądź też aktywnie wywołująca swoje objawy chce zwrócić na siebie uwagę, odzyskać kontrolę nad otoczeniem, często też  jest to sposób na odreagowanie głęboko skrywanej agresji. Trudno sobie wyobrazić, jak wielką krzywdę wyrządzają sobie osoby z tym zaburzeniem. Zazwyczaj wywołują objawy przez połykanie toksycznych środków, dużej ilości leków, nieodpowiednie odżywianie, w skrajnych przypadkach choroba może doprowadzić do śmierci. Chorzy przechodzą skomplikowane zabiegi medyczne, które często są bolesne, mimo to sami do nich dążą, a  cierpienie fizyczne oferuje im emocjonalne zaspokojenie. To nie są pojedyncze objawy, które są wplecione w życie codzienne, ale cały ich zespół, który każe przeorganizować swoje dotychczasowe funkcjonowanie w taki sposób, aby to choroby i szpitale były najważniejsze.

Skąd nazwa?

Zespół Münchhausena po raz pierwszy został opisany przez brytyjskiego lekarza Richarda Ashera już w 1951 roku, jako wyraz silnej autoagresji skierowanej przeciwko własnemu ciału. Lekarz wykorzystał nazwisko Karla von Münchausena, słynnego barona, który był znany ze swoich zmyślonych opowieści.

U kogo występuje?

Występuje u osób z charakterystycznymi cechami osobowości, np. u osób narcystycznych, jednak jego pochodzenie jest znacznie bardziej skomplikowane. Często wiąże się z nierozwiązanymi problemami emocjonalnymi, przebytymi traumami, koszmarnym dzieciństwem, np. może być wynikiem molestowania seksualnego.

Czym się różni zespół Münchhausena od zastępczego (przeniesionego) zespołu Münchhausena?

Zastępczy zespół Münchhausena to pozorowanie lub aktywne wywoływanie objawów chorobowych nie u osoby zaburzonej, ale innej, zastępczej, najczęściej w relacji dziecko-matka. Rodzic wmawia maluchom, że są chore, słabe i potrzebne są kolejne wizyty u lekarzy. Zdezorientowane dziecko nie może sprzeciwiać się woli rodziców, zaburzony rodzic to doskonały aktor, który gra troskliwego opiekuna. Każdy sprzeciw dziecka może wywołać falę agresji. Jest to skomplikowana wersja maltretowania, którą ciężko wykryć i prawidłowo nazwać. Zdarza się, że w przypadku aktywnego wywoływania objawów, dziecko po jakimś czasie umiera.

„Mama kazała mi chorować”

Książka autorstwa Julie Gregory, która jest czymś w rodzaju pamiętnika, zbioru wszystkich wspomnień Julie, ofiary zastępczego zespołu Münchahausena, której udało się przeżyć. Pozycja raczej dla ludzi o mocnych nerwach, która pokazuje jak choroby psychiczne rodziców wpływają na ich dzieci, które same muszą sobie radzić z trudnym losem. Słowa i opowieści Julie sprawiają, że kolejne terminy medyczne (zastępczy zespół Münchhausena, choroby, symulacje, klasyfikacje) stają się żywe i zamieniają się w realny koszmar. Gregory żyje w USA, książka jest napisana w kontekście tamtejszej kultury, pokazuje nie tylko ułomność rodziców, ale także służby zdrowia, a przede wszystkim opieki społecznej. Najbardziej wstrząsający jest chyba fakt, że rodzice Julie (mama z zastępczym zespołem Münchhausena, tata ze stwierdzoną lekką schizofrenia paranoidalną) w wyniku adopcji otrzymali kolejne dzieci, a nawet opiekowali się kombatantami wojennymi, chociaż słowo „opiekowali się” w tym przypadku to ogromne nadużycie. Żaden lekarz, pedagog szkolny nie zorientował się, że w przyczepie na kompletnym odludziu (rodzice bali się ludzi, ukrywali się w lesie) codziennie rozgrywa się piekło. Mama Julie prowokowała choroby dziewczynki, jako przekąski podawała zapałki, które pieszczotliwie nazywała lizakami, a na obiad surowe ciasto. Upierała się, że córka ma problemy z sercem, chociaż ta była wykończona z głodu. Czasami kradła coś w szkole, za co nie raz została ukarana. Julie przeszła wiele bolesnych zabiegów, ciągle źle się czuła, matka i ojciec wmawiali jej, że nie jest nic warta. Oprócz udręki psychicznej, znęcali się nad nią i nad pozostałymi dziećmi fizycznie, bili i zmuszali do okropnych rzeczy. Było dla nich normą, że matka czasami biegała z jednym z dziewięciu swoich pistoletów i groziła, że się zabije. Julie była na tyle silna i samodzielna, że udało jej się wyrwać z tego piekła, chociaż nie było to łatwe. Miała kompletnie zaburzony obraz własnej osoby, nie wiedziała, że to matka jest chora, dowiedziała się o tym przez przypadek, na wykładzie z psychologii, wtedy po raz pierwszy usłyszała o zastępczym zespole Münchahausena i czuła jakby rozpadła się na milion drobnych kawałeczków. Potem nie mieszkała już z rodzicami, ale wplątała się w trudny i niebezpieczny dla niej związek, nie umiała normalnie jeść, widok jogurtu i twarożku w lodówce kompletnie ją przytłaczał. Psychoterapeuci nie umieli jej pomóc , byli zszokowani opowieściami dziewczyny, często pierwszy raz spotykali się z tym zaburzeniem. Obecnie Julie Gregory doszła do siebie, pomaga innym dzieciom-ofiarom maltretowania. Książkę jej autorstwa można kupić w większości księgarni, czasami są dostępne na wyprzedaży . Jej treść  powinna uświadomić, ze trzeba być niezwykle czujnym i naprawdę warto słuchać nie tylko rodziców, ale także dziecko, które może mieć do powiedzenia więcej, niż mogło by się wydawać.



Źródło: "Mama kazała mi chorować" Julie Gregory
Źródło grafiki: www.lubimyczytac.pl

niedziela, 18 sierpnia 2013

Geniusz i obsesja – psychika a Nagroda Nobla

Każdy z nas jest w różnym stopniu ambitny, ma inną motywacje i cele. Nie wszyscy chcą być naukowcami,
pisarzami, czy kucharzami, dzięki temu świat  i nasze zajęcia są tak różnorodne. Jednak tych różnorodnych ludzi z wielu kręgów zawodowych łączy zazwyczaj jedno: w każdej dziedzinie, nie ważne czy jest to grono architektów, naukowców czy dentystów istnieją mistrzowie, perfekcjoniści w swoim zawodzie, którzy stanowią wzór dla innych. Każdy może zostać naukowcem, ale czy każdy może zostać tym najlepszym, najwybitniejszym badaczem na świecie? Jakie cechy są potrzebne, by osiągnąć tak wielki sukces? Czy sam geniusz jest predyktorem sukcesu, czy może to zasługa obsesji? Kto może dostać Nagrodę Nobla? Czy istnieje uniwersalny przepis na sukces?

Pierwszą Nagrodę Nobla otrzymał w 1901 roku Wilhelm Conrad Röntgen. Wówczas nie była tak prestiżowa jak obecnie. Pożądano ją ze względu na dużą gratyfikację finansową, gotówka często gwarantowała możliwość podjęcia dalszych prac naukowych, zwłaszcza dotyczy to laureatów pochodzących z krajów, gdzie naukę finansowano tylko w niewielkim stopniu. Nobel jeszcze za czasów Maria Curie był znany głównie w kręgach naukowych. Obecnie o laureatach tej prestiżowej nagrody mówi się raczej bardzo powszechnie, dokonania warunkujące Nobla muszą być naprawdę duże, chociaż w historii zdarzyło się, że nagrodę dostawały nieodpowiednie osoby, a ich osiągnięcia były mizerne i pozorne, np. Moniz, neurochirurg, który wymyślił lobotomię i przy okazji uśmiercił tysiące ludzi. Mimo wszystko, Nobel, to skryte marzenie nie jednego naukowca. Laureatów się szanuje i podziwia, ale niewiele osób zastanawia się, jak trudna i pełna wyrzeczeń jest droga wiodąca do naukowej sławy. Wystarczy prześledzić życie (nie tylko to naukowe, ale także aspekty psychologiczne) dwukrotnej noblistki, Maria Curie.

Psychologiczny przepis na Nobla

Spadek dobrych genów

Niewątpliwie podstawa to odpowiednio wysoki iloraz inteligencji. Sama Maria miała dwie córki, słynną Irenę (również laureatkę Nagrody Nobla) oraz Ewę. Obie uczyły się w ten sam sposób, uczęszczały do szkół, a przez pewien okres czasu nauczało je grono wybitnych naukowców, przyjaciół Marii. Irena była zachwycona, szybko się uczyła nowych wzorów, liczyła skomplikowane zadania, natomiast Ewa kompletnie nie rozumiała liczb, była dużo słabsza niż Irena, w związku z czym niestety zdolniejsza córka była faworyzowana. Jeśli chodzi o rodzeństwo Marii, to wszyscy byli jednakowo inteligentni. Jej siostra również ukończyła Sorbonę, brat został lekarzem, a jeszcze za czasów szkolnych wszyscy kończyli kolejne lata edukacji z jednakowo wysokimi ocenami, zawsze jako pierwsi w klasie.  Zostali obdarzeni niezwykłą inteligencją.

Odpowiednie środowisko

Odpowiednia motywacja do osiągnięcia danego celu jest często konsekwencją rodzinnych wartości. Rodzice Marii zdecydowanie postawili na naukę, odpowiednie wykształcenie. Noblistka i jej rodzeństwo uczęszczali do naprawdę dobrych szkół, jednak ze względu na ówczesne obyczaje, kobiety miały mniejsze szanse i prawo do otrzymania należytego wykształcenia. Wszystkie rodzinne oszczędności były przeznaczone na studia medyczne brata Marii, jako mężczyzna miał w życiu zdecydowanie łatwiej.

Upór  i wytrwałość

Wszystkie osiągnięcia Marii są efektem jej pracy i wytrwałości. Pisząc słowo praca mam na myśli nie tylko tę naukową, umysłową, ale także fizyczną, ponieważ Maria jeszcze jako nastolatka po skończeniu szkoły nie miała żadnego wsparcia finansowego ze strony swoich rodziców. Jej marzeniem były studia na Sorbonie, ale to wszystko wymagało odpowiednich funduszy, których ona nie miała. Jako dwudziestolatka zdecydowała, że sama postara się spełnić swoje marzenia. Znalazła pracę w pewnym bogatym towarzystwie, jednak zarobionych pieniędzy nie odkładała na studia. Większość pensji przesyłała swojej siostrze, która dzięki wsparciu finansowemu Marii mogła rozpocząć studia medyczne na Sorbonie. Umówiły się, że kiedy Bronia skończy edukację i zacznie zarabiać, do Paryża przyjedzie Maria, i wówczas siostra odda jej wszystkie pożyczone pieniądze. Mniej więcej tak się stało. Obie siostry dobrze wiedziały czego chcą.

Motywacja do pracy

Skąd tak silna motywacja do nauki, a potem pracy w laboratorium? Miłość do książek to z pewnością duża zasługa rodziców, w ich domu to właśnie nauka była najważniejszą wartością. Oprócz tego ogromny wpływ na motywację Marii miały inne czynniki psychologiczne. Kiedy była mała dziewczynką jej mama zachorowała na gruźlicę, już wtedy zdawano sobie sprawę, że jest to choroba zakaźna. Matka bardzo kochała swoje dzieci, dlatego dbała o ich zdrowie, bała się, że jeśli będzie spędzać z nimi zbyt wiele czasu, to dzieci również zachorują i umrą. Zmuszała się do unikania Marii i jej rodzeństwa, szczególnie stroniła przed wylewnym i emocjonalnym kontaktem fizycznym. Mała Maria rzadko widywała mamę, która często bywała w specjalnych sanatoriach w całej Europie. Gdy bywała w domu, stroniła od jakiegokolwiek kontaktu z dziećmi. Tak więc, Maria jako mała dziewczynka doświadczyła tego, co dla dziecka najgorsze, deprywacji uczuć rodzicielskich. Czuła się samotna, opuszczona, często nie kochana. Stopniowe sukcesy w nauce rekompensowały jej smutek, podnosiły na duchu, często spędzała czas w towarzystwie książek, które zastępowały jej mamę i całkowicie pochłaniały jej myśli, tak skoncentrowane wokół własnej samotności.

Odrobina szczęścia

Zawsze przyda się odrobina szczęścia. Mimo, że Maria sama uparcie wyznaczała swój los i koleje życia, to nie wszyscy naukowcy mieli tyle szczęścia. Za czasów Ireny Curie w środowisku naukowym niezwykle znana była inna osoba, również kobieta, Lise Meitner. Ta niezwykle zdolna osoba miała pecha, była Żydówką. Jeszcze przed II wojną światową Żydzi nie mogli publikować swoich raportów naukowych i podpisywać ich własnym nazwiskiem. To właśnie Meitner jako pierwszej  udało się rozwiązać zagadkę rozczepienia atomu, ale w 1944 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii za to odkrycie dostał wyłącznie Otto Hahn. Nikt nie wspomniał o Lise. Dopiero w 1992 roku upamiętniono jej odkrycia, niemieccy fizycy połączyli izotopy żelaza i bizmutu, otrzymali najcięższy wówczas sztuczny pierwiastek i na jej cześć nazwali go „meitnerium”.

Wiara we własne siły, siła psychiczna

Maria nigdy nie wątpiła w swoje umiejętności, po pierwsze nie miała takich powodów, zawsze była najlepsza, dostawała najwyższe oceny, co utwierdzało ją w przekonaniu, że w odpowiednich warunkach może naprawdę wiele odkryć. Nauka była całym jej życiem, decydując się na studia na Sorbonie tylko przez chwilę miała wątpliwości, czy jej wiedza i przygotowanie wystarczą. Pierwsze egzaminy rozwiały jej wątpliwości. Warto także wspomnieć, że badania laboratoryjne przeprowadzane później, były w dużej mierze oparte na wierze w odkrycie. Eksperymenty były żmudne, ciągnęły się latami, mimo wszystko Noblista wierzyła w swoje działania, nie miała wątpliwości co do ich słuszności. Pracowała z mężem Piotrem, oboje byli znani w środowisku naukowym, ale Maria, gdy wymieniano wszystkie ich osiągnięcia zazwyczaj była pomijana. To właśnie ona prowadziła męża przez większość eksperymentów, ale w czasopismach i naukowych raportach widniała tylko jako asystentka. Nie była to wina Piotra, w którym Maria miała oparcie, i który nieustannie powtarzał, że to zasługi jego żony, ale niedojrzałego społecznie środowiska naukowego, które drwiło z kobiety naukowca, jako niegodnego odkrywcy. Ponadto, oprócz jawnej dyskryminacji związanej z płcią, toczyły się ostre batalie na tle naukowym. Ktoś coś odkrył, drugi to kwestionował, trzeba było udowodnić, że ma się rację, być zdolnym do wysuwania logicznych argumentów. Dodatkowo wszystkie działania były prowadzone pod presją czasu. Naukowcy ścigali się, kto pierwszy coś odkryje. To była era naprawdę sporych osiągnięć, badacze prześcigali się, publikowali i walczyli o Nobla. Taka nagroda pieniężna umożliwiała prowadzenie dalszych badań. Francja niechętnie finansowała swoich naukowców, więc Ci nieustannie walczyli o odpowiednie fundusze, warunki pracy i o najważniejsze, czyli dostęp do laboratorium.

Nie idealizuj, naukowiec też człowiek

Naukowcy to wielcy ludzie, których powinniśmy szanować, bo to oni stworzyli naszą dzisiejszą rzeczywistość: komputery, komórki  itd. Zostało nam wpojone, że to ludzie niezwykli, tak z całą pewnością jest, ale zbytnio ich idealizujemy. Przyczynili się do popraw jakości życia, ale to tylko ludzie, jak każdy popełniają błędy. Maria w skutek deprywacji obecności mamy, już jako mała dziewczynka cierpiała na depresję. Choroba towarzyszyła jej w każdym trudnym momencie życia, czasami motywowała do pracy, czasami powodowała całkowitą bezsilność i wiodła Marię do ciemnego, zamkniętego pokoju. Pojawiła się po nagłej śmierci jej męża (Piotr Curie był osłabiony i schorowany w wyniku obcowania z substancjami radioaktywnymi, chodził o kulach, ostatecznie wpadł pod zaprzęg konny), po stracie dziecka (Maria poroniła) i po nieudanym romansie ( z Paulem Langevinem). Depresja powodowała, że Maria unikała jakichkolwiek kontaktów społecznych, także tych z własnymi dziećmi. Ewa i Irena czuły się tak samo samotne i porzucone, jak Maria w dzieciństwie w obliczu choroby swojej matki. Bezwiednie powtarzała utarty i znany jej schemat postępowania wobec dzieci, nie okazywała im uczuć. Nauka stanowiła najważniejszy punkt jej życia. Wolała romans z Paulem, niż poprawę jakości relacji z dziećmi. Sama powiedziała, że jej córki nie zapełnią pustki w jej sercu, która powstała po śmierci Piotra Curie.

Wyparcie, bezgraniczna wiara w naukę

Naukowcy są inteligentni, ale bywają też naiwni. Gdyby Maria na wskutek depresji trafiła na kozetkę do Freuda, ten stwierdziłby, całkiem zresztą słusznie, głębokie wyparcie (oraz pracoholizm). Maria chorowała i kochała, dzieci, męża, ale przede wszystkim kochała rad. Sole radu trzymała koło swojej poduszki, to one były osią jej naukowej kariery, furtką do świata wielkiej nauki. Ta „magiczna substancja”  fascynowała ją i jej męża tak bardzo, że oboje nie zauważyli, że to właśnie on jest przyczyną wielu ich chorób. Piotr bardziej niż jego żona zdawał sobie sprawę z zagrożeń, jego kolega po fachu uległ oparzeniom. Jednak Maria, która ciągle podupadała na zdrowiu, odwiedzała wielu lekarzy, podejrzewała wiele chorób, nawet gruźlicę, dopiero umierająca, prawie ślepa i głucha, po raz pierwszy w liście do siostry wyraziła swoją wątpliwość: „być może to wszystko przez rad”? Musiała zauważyć, że jej stan się pogarszał właśnie w laboratorium, ale wyparła te myśli. Nie chciała, by zdradziło ją to, co kochała najbardziej.

Nagroda Nobla to nagroda za wytrwałość, za szaloną mieszankę geniuszu i obsesji. Jest prestiżowa, ale warto pamiętać, że jak wszystko, ma swoją cenę, a psychika, jak wszędzie, nawet tutaj pełni kluczową rolę.  
Źródło informacji: "Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie." Barbara Goldsmith
Źródło grafiki: www.se.pl

wtorek, 6 sierpnia 2013

TURBOMÓZG

Inteligencja a pracowitość


Inteligencja to obecnie jedna z najbardziej pożądanych cech u człowieka. Trudno jest poruszać się w skomplikowanym, cyfrowym świecie, kompletnie go nie rozumiejąc. Większość z nas już w szkole chce mieć dobre oceny, najpierw po to żeby dobrze zdać egzamin po szóstej klasie, gimnazjum, w końcu maturę, dostać się na studia, znaleźć dobrą pracę i ostatecznie oczywiście sporo zarabiać. Jednak inteligencja to nie wszystko, trudno sobie wyobrazić, że człowiek, nawet niezwykle inteligentny osiąga sukces bez wkładu w postaci własnej pracy, bez czytania książek i bez zapału. W Europie i Polsce kulturowo przyjęło się, że wszelkie osiągnięcia są raczej indywidualną, nawet wrodzoną właściwością człowieka. Nagrody, wyróżnienia, np. na studiach dajemy nie za wysiłek włożony w edukację, ale za wybitne zdolności, podkreślając tym samym, że są one tylko dla wybranych, przecież nie każdy ma takie zdolności! Tymczasem w Japonii i okolicach, generalnie w kulturach azjatyckich jest zupełnie na odwrót. Tam przede wszystkim podkreśla się pracę dziecka, Azjaci zakładają, że każdy z nas może nauczyć się wszystkiego, nieistotne są cechy wrodzone, takie jak zdolności. Według nich odpowiednia liczba ćwiczeń może uczynić mistrzem każdego z nas w każdej dziedzinie. W rezultacie dzieci z tamtych rejonów poświęcają znacznie więcej czasu na odrabianie zadań domowych i naukę, także ci mieszkający w USA. Testy przeprowadzane na uczniach w Stanach Zjednoczonych jednoznacznie pokazują, że Azjaci uzyskują najlepsze oceny, ale nie dlatego, że jest to wynik wrodzonych różnic rasowych, oni po prostu ciężko pracują na swoje sukcesy.  

Najmądrzejsi

Najmądrzejsi w społeczeństwie kojarzą nam się przede wszystkim z uczelnianymi profesorami i pracownikami naukowymi. Jednak badania pokazują, że ci już całkiem inteligentni ludzie nieustannie dążą do tego by poprawić wydajność swojego mózgu. Redakcja naukowego czasopisma „Nature” zadała pytanie pracownikom z wyższymi stopniami naukowymi, czy wspomagają swój umysł jakimiś specyfikami (poprawiającymi pamięć, koncentrację itd.). Aż co piąty naukowiec przyznał się do zażywania takich leków.

Co wspomaga nasz mózg?

Jakie substancje mogą  wspomóc wydolność naszego mózgu?

Najpopularniejsza jest zwykła kofeina, najczęściej spożywana jako zwykła kawa, a także nikotyna, chociaż te środki są tak powszechne, że trudno je nazwać  specjalistycznymi dopalaczami. Zaraz potem sięgamy po lek, np. metylofenidat, przeznaczony dla osób z ADHD, który podnosi efektywność pracy naszego mózgu, podobnie jak u osób z deficytem uwagi, zwyczajnie pozwala się skoncentrować.  Dla zainteresowanych: Metylofenidat- wikipedia. Zupełnie przypadkiem natknęłam się na ciekawy artykuł, którego autor testował lek na sobie: Metylofenidat-wykop.

Zawsze gdy siadałem do książek miałem  tysiąc myśli na sekundę, co chwile wychodziłem po cos do picia czy jedzenia. Po Metylofenidacie byłem tylko ja i materiał do przerobienia… pełne skupienie na tym co czytam, nie było miejsca na żadną inną myśl w mojej głowie. Chciałbym jeszcze dodać, że z pozoru nieciekawy materiał do nauki po leku staje się czymś fascynującym.  Można czytać książkę o rozmnażaniu się świerszczy, a będzie ona wchodzić jak dobry film akcji. Metylo także dawał mi wewnętrzny spokój, co jest przynajmniej u mnie bardzo ważne przy nauce. Dodatkowo lek niweluje całkowicie senność i wyostrza percepcje. Niestety tolerancja szybko rośnie po miesiącu czy dwóch, musiałem zwiększać dawki.

„Do skutków ubocznych należy także uzależnienie no niestety, tolerancja się zwiększa, a my pragniemy co raz więcej i więcej. Można doprowadzić się do stanu, gdzie bez tabletki nie będziemy w stanie się niczego nauczyć. Tego nikomu nie życzę, wiec proszę zażywać rozsądnie i według zaleceń lekarza!  Po tego typu lekach organizm traci zdolność do regulowania dopaminy co może być bardzo nieprzyjemne w skutkach.

Kolejny na liście jest modafinil, lek na narkolepsję. Nie masz czasu na sen? Modafinil cię od niego uwolni. Modafinil-wikipedia
Co więcej nie trzeba odsypiać nieprzespanych nocy. Plotki głoszą, że używa go prezydent Obama podczas swoich długich podróży zagranicznych.  Przejrzałam opinie o leku w Internecie, jest trudno dostępny w Polsce, ale dla chcącego nic trudnego, sporo osób przywozi go lub ściąga zza granicy. Znalazłam tylko jeden komentarz osoby, która stosowałaby go zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli na narkolepsję. Większość próbowała zwiększyć wydajność organizmu, dla zabawy, inni z ciekawości, ktoś inny pisał egzamin itd. Często zdarzają się komentarze typu: „ma ktoś do odsprzedania?” . Ponadto czytając opinie zwykłych zjadaczy tych leków, można zauważyć bezgraniczną wiarę w ich nieszkodliwość, wręcz cudowność, padają nawet pieszczotliwe określenia „cukiereczki”.

Inne wspomagacze

Niektóre leki, zwane nootropowymi  wspomagają naszą percepcję poznawczą poprzez ulepszenie przemiany materii OUN. Tak działa Piracetam, poprawia ukrwienie naszego mózgu. Dla przykładu w Polsce jest dostępny jedynie na receptę, ale w USA widnieje w aptece jako suplement diety.
Kolejny to słynna amfetamina, która wpływa na połączenia synaptyczne i uwalnia dopaminę. Nie jest tajemnicą, że szybko uzależnia. W Polsce legalnie niedostępna, ale jej sole bywają przepisywane na receptę na ADHD.

Bioetyka

Brać czy nie brać, oto jest pytanie. Prof. Henry Greely ze Stanford Law School uważa takie specyfiki jako narzędzia poprawiające nasz system poznawczy, łatwo dostępne chipy, z których powinniśmy korzystać, jeśli mamy na to ochotę. Z całą pewnością trudno jednak ocenić długotrwałe skutki ich zażywania. Byłabym sceptyczna w stosunku do badań przeprowadzanych przez koncerny, które pokazują, że ich środki są zupełnie nieszkodliwe. Każdy wie, że ich celem jest jedynie jak najwyższa sprzedaż, fakt, niezwykle nieetyczna, bo jest różnica w manipulacji , która każe nam kupić odkurzać i ładne skarpetki  w porównaniu do takich leków. Najczęstsze skutki uboczne to bezsenność, ból głowy, utrata apetytu i poważne wysypki. Ponadto metylofenidat to lek silnie uzależniający. Osoby z ADHD również nie mogą przyjmować go regularnie, ponieważ po prostu przestaje działać, dziecko znów staje się rozkojarzone, mimo zażycia leku.

Skutki społeczne

Wyobraźmy sobie inną sytuację, dwóch rywalizujących ze sobą pracowników. Jeden pracowity, działający  i polegający na swoim intelekcie w stanie naturalnym i drugi, zażywający np. metylofenidat. Który z nich jest lepszy? Który ma prawo do awansu? Wspomagacze są szczególnie popularne w środowiskach tzw. „wyścigów szczurów”.  Dzięki nim możemy szybciej, więcej i wydajniej pracować. Pytanie tylko z zyskiem dla kogo. Dla siebie, czy tylko dla pracodawcy?

Co z przyznawaniem nagród?

Barbara Lusk w lipcowym wydaniu „Charakterów” przywołuje wypowiedzi David’a Krech’a. który jako pierwszy wyraził swoje obawy w stosunku do dopalaczy umysłu. Formułuje hipotezę o możliwości kontroli umysłów. Pojawia się pewna wątpliwość odnośnie rozdawania nagród w świecie nauki. Czy wspomagacze mózgu pozwalające na efektywną pracę naukową będą i czy powinny być tak samo traktowane jak doping w sporcie? Czy w przyszłości będziemy sprawdzać, czy laureat nagrody Nobla myślał „samodzielnie”? I w końcu, czy można porównać naukowca na lekach z obsesyjnie wręcz pracowitą Marią Curie i badaczy sprzed lat, którzy swoje osiągnięcia zawdzięczają jedynie swojej ciężkiej pracy? Wspomagacze to pójście na łatwiznę, na skróty czy nowa możliwość człowieka?
Na zakończenie przypomnę, że podobna dyskusja toczyła się na przełomie XIX i XX w., kiedy to w podobny sposób fascynowano się kokainą i amfetaminą. Co z tego wyniknie? Jak sądzisz?

Źródło informacji: "Psychologia rozwoju człowieka" Helen Bee
                            "Zrozumieć mózg"
                            "Charaktery" lipiec 2013, artykuł "Podkręcanie mózgu" autorstwa Barbary Lusk
Źródło grafiki: zdrowie.gazeta.pl