niedziela, 17 lutego 2013

Stres, stres, stres wszędzie wokół nas. Część II


Czy za pomocą myśli możemy działać na swój układ odpornościowy?

Może to Cię zdziwi, ale tak, możemy. Howard Hall w 1983 roku przeprowadził ciekawe badanie. Wprowadził zupełnie zdrowe osoby w stan hipnozy i wmawiał im, że ich białe krwinki, czyli leukocyty to silne, drapieżne potwory doskonale dające sobie radę z przeciwnikami w postaci rozmaitych wirusów i bakterii. Rekiny czyli leukocyty mają za zadanie bronić organizm hipnotyzowanego przez zachorowaniem na jakąkolwiek chorobę. Po terapii, osoby uczestniczące w tym eksperymencie zostały poproszone o autohipnozę, czyli samohipnotyzowanie się za pomocą myśli i wyobrażeń – przynajmniej dwa razy w tygodniu miały przypominać i opowiadać sobie historię o leukocyto-rekinach. Okazało się, że  u osób, które są podatne na hipnozę (niektóre jednostki zdają się być dość odporne), doszło do nagłego i niewytłumaczalnego medycznie rozwoju białych krwinek, czyli naszych leukocytów.
Warto się zastanowić, co to tak naprawdę oznacza.

Nasza samoświadomość ma realny wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu. Możemy redukować lub wzmacniać swoją odporność na niektóre wpływy środowiska. Dlatego tak ważne jest, szczególnie podczas przewlekłych, ciężkich chorób, zachować pozytywne myślenie o naszych „leukocyto-rekinach”, ponieważ ma ono wpływ na nasze wyzdrowienie. Stres obecny przy trudnych do zniesienia chorobach zmniejsza naszą odporność i tym samym szansę na wyzdrowienie, zapętlamy się w błędnym kole, z którego nie ma wyjścia. Ponadto prawidłowe działanie układu immunologicznego spowalnia procesy starzenia się, między innymi dlatego naukowcy upatrują w hipnozie szansy na przedłużenie naszej młodości!

Jak wiemy, nie każdy z nas jest tak samo odporny na trudne sytuacje stresowe. Istnieją ludzie wiecznie zrelaksowani, których trudno wyprowadzić z równowagi, jednak przypatrując się statystykom, ich liczba relatywnie się zmniejsza. Co raz więcej z nas ma problemy, co czwarta osoba cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne, spowodowane albo trudną sytuacją, albo po prostu przemęczeniem i złym trybem życia. Zachęcam wszystkich do obejrzenia poniższego filmiku, pochodzącego ze strony http://www.ted.com/ (tam można obejrzeć filmik z polskimi napisami, jeżeli komuś angielski sprawia trudność), gdzie pani Wax w zabawny i niewymuszony sposób opowiada o psychicznych problemach współczesnego społeczeństwa. Najważniejszy jest wynikający z tego morał, który jest skierowany pod postacią apelu do każdego z nas: nie wstydźmy się chorób psychicznych. Nie wstydźmy się ich leczyć oraz o nich mówić. Mózg to taki sam organ jak żołądek czy ręka. 



Na podatność na stres ma wpływ nasza osobowość, chociaż ciężko ustalić, dlaczego niektóre osoby są na niego mniej, a niektóre bardziej podatne. Osobiście znam dwóch braci, z których jeden to urodzony choleryk, nerwowo reagujący na każdą sytuację niepomyślną sytuację, a drugi to spokojna osoba, która sprawia wrażenie (także tak  twierdzi), że jego życie przebiega kompletnie bezstresowo, a on nie ma żadnych powodów do nerwów.

Chociaż dzisiaj dla wszystkich jasna i oczywista jest zależność pomiędzy złym trybem życia, stresem a chorobami serca, dopiero w latach 50. Panowie kardiolodzy Friedman i Rosenman zauważyli, że strefa emocjonalna ma wpływ na nasze serce, co w tamtych czasach wielu uczonym wydawało się być absurdalną hipotezą. Pewnego dnia, przychodząc do gabinetu i mijając poczekalnię, zauważyli następującą rzecz: krzesła dla pacjentów są w okropnym stanie. Należy kupić nowe! Jednak te zużyte wcale nie były stare. Wytarte w miejscu, gdzie siada każdy pacjent, ale dodatkowo obskubane na podparciach. Rączki również były całkowicie zdewastowane. Dlaczego? Bo pacjenci owych panów byli w przeważającej większości niecierpliwymi nerwusami, którzy nie dość, że swoim zachowaniem nieświadomie rujnowali ich poczekalnie (dłubali, pukali, kręcili się), to dodatkowo najczęściej przychodzili na wizytę o wiele za wcześniej, nigdy nie mieli za dużo czasu, szybko chcieli opuścić gabinet. Kardiolodzy, zafascynowani problemem, postanowili dogłębnie się mu przyjrzeć i go zbadać, co wcale nie było takie łatwe. Mieli problem z pozyskanie funduszy na eksperymenty. Ich hipoteza wydawała się być dziwna, jednak na szczęście panowie w końcu przebrnęli przez całą tą nieprzychylną biurokrację.

Friedman i Rosenman  stworzyli teorię, dzieląc ludzi na dwa typy:

TYP A – to człowiek, dla którego istotą życia jest konkurowanie, jest skłonny do agresji, żal mu każdej straconej, zmarnotrawionej minuty, nie lubi czekać (zwykle wtedy staje się nerwowy, a jego ruchy zamaszyste). Ten typ jest narażony na kolizje samochodowe, ponieważ uwielbia szybką jazdę, wiecznie spiesząc się, by osiągnąć swój cel. To pracoholik, który wręcz nienawidzi, gdy ktoś przerywa mu jego pracę. Lubi kontrolować innych, ale sam nie znosi być kontrolowany. Można go nazwać nieustannie trwającym „huraganem”.

TYP B – to osoby nie wykazujące cech typu A, czyli cała reszta społeczeństwa. Są to ludzie bardziej zrównoważeni, spokojni, panujący nad emocjami, nie unoszący się gniewem, gdy ktoś przerwie ich pracę.
Po wielu latach praktyki i obserwacji, kardiolodzy stwierdzili, że typ A jest dwa i pół raza bardziej podatny na choroby serca niż typ B, ponieważ arterie, którymi do serca dostaje się krew twardnieją, na skutek utraty elastyczności. Powstaje arterioskleroza. W tej sytuacji zwiększa się ryzyko odkładania tłuszczu, który może doprowadzić do całkowitego zablokowania, a niedotlenione części serca obumierają. Dochodzi do zawału serca.

Oczywiście jest to tylko pewien model, nie tylko cholerycy i osoby behawioralnie nerwowe mają problemy z sercem. To tylko pewna cecha osobowości, które może zwiększać ryzyko choroby.

Źródło informacji: "Wprowadzenie do psychologii" Gerda Mietzel'a 

1 komentarz: