sobota, 9 marca 2013

Powiedz mi, ile kosztuje moje szczęście


Szczęście to stan pożądany, musi być w cenie. Sprawdziłam, średnio 3 razy w tygodniu od 80 do nawet 150 zł w okolicach Gdańska, czyli w granicach 2000 zł na miesiąc. Rzekłoby się, szczęście to rzecz bezcenna, jednak chyba nie wszystkich na to stać. Patrząc na ogólne bezrobocie, zawyżoną średnią krajową i tą najniższa 1500 zł dla niektórych może być zupełnie nieosiągalne.

Wczoraj uczestniczyłam w konferencji pt. „Kobieta w kulturze”. Udało mi się być tylko na sympozjum dotyczącym dzielenia czasu pomiędzy rodzinę a pracę. Niestety większość wykładów była dla mnie zbyt ogólna, w dodatku oderwana od rzeczywistości. Często powtarzano zdanie, że ludzie nie chodzą do psychologów, bo uważają ich za tajemnych magów, a społeczeństwo w Polsce nie jest na tyle dojrzałe, by bez wstydu i z chęcią zawitać do takiego gabinetu. Jako że temat dotyczył dzielenia obowiązków i podziału swojego czasu między dwie najważniejsze dla nas sfery, dom i pracę, starano się wyjaśnić niektóre mechanizmy funkcjonujące w naszym życiu. Nie mam pojęcia, dlaczego w większości tych badań brano pod uwagę tylko ludzi z wyższym wykształceniem i to do tego dość zamożnych. Przecież to zazwyczaj Ci bez wykształcenia mają więcej dzieci (i nie mówię tu o żadnej patologii, ale normalnej rodzinie) i mając tak duże wydatki i do tego nie za wysokie pensje ciężko im spełnić wymagane warunki prawidłowego rozwoju. Moja koleżanka latem sprzedawała podręczniki szkolne dla dzieci. Często przychodziły mamy z czwórka czy piątką dzieci. Zmęczone, sfrustrowane, w dodatku nie miały wystarczających funduszy, by kupić te wszystkie, nietanie przecież książki. Skoro tyle ludzi w naszym kraju nie stać na książki, leki, czasem nawet podstawową żywność, ponieważ sytuacja jest trudna, panuje duże bezrobocie a stanowiska typu kasjerka czy sprzątaczka, czyli bardzo potrzebne w każdej rzeczywistości, nie są dobrze płatne. Nie są nawet płatne na tyle, by móc normalnie funkcjonować. Do tego dzieci na wychowaniu i problemy w małżeństwie. Ludzie chodzą sfrustrowani, niezadowoleni i nie ma im się co dziwić. Jednak jak mają skorzystać z pomocy, na którą ich nie stać. Oczywiście można iść do poradni zdrowia psychicznego. To również sprawdziłam. W Bydgoszczy czas oczekiwania na wizytę u psychiatry wynosi ok. 3 miesiące, chyba, że mamy szczęście, bo właśnie ktoś zwolnił miejsce. Jednak wyobraźmy sobie, że nasz potencjalny pacjent (psychologowie używają słowo klient, ale ja uważam, że nie sprzedajemy bułek w sklepie) ma ciężką depresję. Oczywiście można go zabrać do szpitala psychiatrycznego, ale wątpię, żeby to doświadczenie było miłe i pożądane. Jeśli nawet wytrwa trzy miesiące do upragnionej wizyty, przepiszą mu leki i prawdopodobnie dostanie skierowanie na terapię. Pacjent uda się do rejestracji i pani z szerokim uśmiechem zaproponuje mu pierwszy wolny termin terapii u pani lub pana psychologa, za jakieś kolejne dwa bądź trzy miesiące. W ten sposób raczej nikt nam nie pomoże. Jesteśmy zdani sami na siebie i coraz bardziej depresyjni. Polska wg. WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) jest w czołówce państw o jednym z  najwyższym notowanym wskaźniku samobójstw. Dane z 2008 roku.

Wiem, że to wszystko jest skomplikowane, z jednej strony ludzi nie stać na porządną pomoc, psycholog nie zawsze przypadnie nam do gustu (osobiście nie lubię takich słuchających i potakujących głową, nic to nie wnosi, równie dobrze mogę porozmawiać z moim psem), z drugiej strony opłaty i prowadzenie własnej działalności to ogromne koszty, a pan psycholog również musi z czegoś żyć. Ciężko jest znaleźć złoty środek, który byłby korzystny dla obu grup.

Warto by było jednak przemyśleć tematykę badań naukowych. Może spróbować rozwiązać niektóre problemy w jakiś niestandardowy sposób, jak Sugata Mitra w swoim projekcie, który jako naukowiec jest dla mnie niedoścignionym autorytetem. Często prowadzone badania są podobne do tych na Zachodzie czy USA, jednak standard życia w naszym kraju, nie oszukujmy się, daleko odbiega od niedoścignionych wzorców. Moim zdaniem, bo te wszystkie przemyślenia to tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena, psychologowie kliniczni i społeczni również, powinni zadać sobie pytanie, jak dotrzeć do ludzi, którzy najbardziej tego potrzebują, przede wszystkim takich, którzy już nawet nie mają siły by o tę pomoc prosić. Przecież jednym z głównych funkcji psychologii jest poprawa jakości życia.

 Poprawmy więc jakość życia tym, którzy są na tyle chorzy, że nie mogą normalnie funkcjonować, a to przecież najtrudniejsze zadanie. Być może moja wypowiedź nie wszystkim się spodoba, jednak uważam, że każdy ma prawo do szczęścia, a jest wiele ludzi, którym życie często rzuca pod nogi kłody w postaci śmierci bliskich, choroby, czy braku celu. 

Źródło grafiki: polnocna.tv

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz